Niespodziewane wyznanie.

http://instagram.com/p/xg_jgfm4_g/?modal=true

To było spokojne, słoneczne popołudnie.
Wszędzie było biało, zimowo, ale przyjemnie.
Postanowiliśmy wyjść na spacer.
My znaczy Ja, Korek i D.

Korek ma to do siebie, że jak widzi śnieg to dostaje hmm małpiego rozumku.
Zupełnie nie rozumiem jak taki mały pies może robić wokół siebie tyle zamieszania.
Biega, zaczepia i w nogi.

Para z potworem.
Zaczęło się niewinnie.
Młoda para z szczeniakiem dziesięciokrotnie większym od Korka szła z naprzeciwka.
Ich mała bestia wyglądała zupełnie niewinnie i na dodatek ewidentnie chciała się bawić.
Korek zaś poczuł w sobie zew natury i musiał udowodnić, gdzie jego miejsce.
Wziął więc rozpęd, pokazał kiełki i chał, chał, chał.
Taaaaki groźny Kor.

Jedno spojrzenie potwora z naprzeciwka.
Tyle wystarczyło, żeby z chał, chał zrobiło się ał, ał, ał.
Zdziwiony szczeniak i zdziwiony właściciel.
Ostatecznie „przeciwnik” nic mu nie zrobił, tylko popatrzał.
Właściciel potwora roześmiał się i stwierdził „jak foka”.
Przyznaję, Korcio czasem „szczeka” jak foka.
Ale żeby od razu wyśmiać?

Dziadek.
Idzie dziadek.
Tupta właściwie.
I na widok Korka zatrzymuje się i rozradowany zatrzymuje się i krzyczy…

Jaki wspaniały! Też takiego miałem, 15 lat miał jak zdechł… ale był cudowny, spał ze mną, fantastyczny, taki sam… piętnaście lat… potem pewnego dnia zaczał srać krwią. Żona wie Pan, go musiała odwieść do weterynarza, bo srał i srał… a ja go chudym mięsem karmiłem, żeby długo żył, i dbałem… a od weterynarza nie wrócił… przez tą sraczkę.

Przyznaję, wyznanie zrobiło na mnie wrażenie.
O ile nie mam nic przeciwko niewinnym rozmowom z osobami spotkanymi na spacerze, zwłaszcza jeśli są to powiedzmy…
Młode.
Szczupłe.
19 letnie.
Seksowne.
Ładnie ubrane.
Dziewczęta.
To wtedy wręcz pałam entuzjazmem i elokwencją w rozmowie.
Ale dziadek?
Niech i będzie dziadek.

Tylko po co od razu z tą krwawą sraczką wyjeżdżać?